10 years challenge
30 lat temu
Rok 1989. Kubuś ma 4 lata. W kraju jeszcze komuna, chociaż zapowiadają się już pewne zmiany. Taka scena: Kubuś w rajtuzkach, ocieplanych spodniach i kurteczcie po starszym gówniaku sąsiadki, prowadzony za rączkę przez matkę, popierdala sobie wesoły do przedszkola. Nie dalej jak poprzedniego lata o mało się nie utopił w stawku, do którego wpadł z własnej głupoty. Stawek zarósł piękną, zieloną rzęsą i Kubusiowi wydawało się, że to trawiasta łączka. Zbiegł z niewielkiego zbocza i wpadł do głębokiej wody. Zapamiętał tę scenę na całe życie, tak jak wycinanie migdałków, po którym migdałki cudownie odrosły i za kilka lat trzeba będzie mu je wyciąć raz jeszcze. Tego roku na wiosnę pojedzie do dziadków i będzie biegał za kurkami, będzie wspinał się po drzewach, będzie karmił kotki kurzymi wnętrznościami. Póki co w przedszkolu, ma dobrego kolegę z którym bawi się w wyścigi zabawkowymi samochodzikami, podkochuje się w jednej koleżance. Latem będzie biegał po podwórku i łapał do słoika mrówki, koniki polne, biedronki i osy. W domu będzie oglądał z tatą jego encyklopedie i będzie dziwił się na te wszystkie cuda świata, o których mu tata będzie opowiadał. Za niecały rok wystąpi w przedszkolnym przedstawieniu jako Nowy Roczek, a potem zacznie szkołę. Na razie jednak interesuje go bardziej rysowanie w zeszycie zwierzątek i deklamowanie dziecięcych wierszyków Brzechwy i Tuwima. Najbardziej lubi ten o Murzynku Bambo, bo sam chciałby mieć takiego koleżkę.

20 lat temu
Rok 1999. Tego roku Kuba skończy podstawówkę i pójdzie do technikum. Nie dlatego, że tak chce, tylko dlatego, że jego matka nie wierzy, że sobie w LO poradzi tłumacząc mu, że prawdziwy zawód bardziej mu się przyda niż jakiś tam ogólniak. Niestety tamten Kuba nie wie, co to asertywność. W ostatniej klasie podstawówki idzie mu tak sobie. Ślizga się na dwójach i trójach. W tym roku szkolnym dostał dwie lufy z Polaka bo nie nauczył się inwokacji z Pana Tadeusza. W tej całej szkole nie interesuje go zbyt wiele. No może poza koleżankami, ale Kuba jest nieśmiałym dzieciakiem z twarzą w pryszczach, więc się do koleżanek zwyczajnie boi odezwać. Tak będzie jeszcze przez wiele następnych lat. W szkole źle się czuje. Nie lubi jej. Najchętniej chciałby ją rzucić. Test kończący podstawówkę zda jednak nadzwyczaj dobrze, przede wszystkim dzięki korepetycjom z polskiego u pewnej cudownej polonistki, która zaszczepi w nim zamiłowanie do literatury i czytania książek. Po rozdaniu świadectw pożegna się z klasowymi kolegami i koleżankami, i nigdy już się z nimi nie spotka.
Tego roku rodzice wyślą go na kolonię do Paryża. I choć Kuba nie lubi wyjeżdżać, tę właśnie kolonię zapamięta najmilej ze wszystkich poprzednich, bo zauroczy go to miasto, które widziane z Wieży Eiffla rozpościera się po horyzont. Tego też roku, we wrześniu, zaraz po rozpoczęciu nowej szkoły dostanie swój pierwszy komputer. Za kilka lat nauczy się nawet htmla, ale na razie będzie rysował kółeczka w Paincie, oglądał encyklopedie na płytach CD i grał w gry.
Latem jeździ na deskorolce, a pod koniec roku kolega podrzuca mu kasetę z hip hopem. Słucha Nagłego Ataku Spawacza, Kalibra 44 i Liroya. Tamtego roku ma w głowie zamęt, szuka swojej tożsamości. Zupełnie nie wie kim jest i dlaczego nie jest kimś innym. Namiętnie ogląda horrory i powoli zapada się w lepkim, wewnętrznym mroku, który będzie mu towarzyszył przez kolejne lata. Przez całe późniejsze życie.
10 lat temu
Rok 2009. Kuba ma 24 lata. Dawno już skończył owo felerne technikum i poszedł na zaoczne studia socjologiczne. Żeby mieć pieniążki od kilku lat już pracuje. Kilka miesięcy wcześniej wyprowadził się z Grodziska do Poznania. Wyprowadził się razem z N. Jeszcze wtedy ani on, ani ona nie wiedzą czy są ze sobą, czy może jednak nie. Kuba był wcześniej w długim związku i teraz nie chce się za bardzo angażować. Na szczęście w ogóle mu się to nie udaje.
Kuba nosi grzywę jak jakiś emo żeby ukryć za nią pryszcze i blizny potrądzikowe. Gra na gitarze. Kupił sobie własnie elektryka, na którym piłuje riffy. Poza tym dużo pisze i naiwnie myśli, że tym pisaniem zmieni świat. Czyta dużo książek. Uwielbia Marqueza i cały ten realizm magiczny. Człowiekiem jest raczej nerwowym i na ogół smutnym. Mrok w duszy zgęstniał mu jak krówka ciągutka. Dużo oczekuje od świata, a świat niekoniecznie o jego oczekiwaniach cokolwiek wie. Kuba bywa rozczarowany. Czasem zgorzkniały. Szarpie się z życiem i będzie szarpać się przez prawie 10 następnych lat. Te 10 lat będzie emocjonalnym rollercoasterem, który okaże się mieć swoje przyczyny w nerwicy i depresji. Kiedy Kuba zacznie się leczyć, po raz pierwszy od dziecka zrozumie jak to jest, tak naprawdę żyć.

0 lat temu
Rok 2019. Sam nie wiem kim jest obecny Kuba. Będę mógł to ocenić dopiero z dystansu, za kilka kolejnych lat. Jednak dzisiejszy Kuba czuje w sobie spokój. Ma w sobie małą równowagę. Rzadko się boi, za to często kieruje się intuicją. Dostając niejedną nauczkę, wie jak zgubne są oczekiwania na wyrost. Nie próbuje się ukryć za grzywką, nie próbuje jak kiedyś, być kimś kim nie jest. Czasem myśli sobie, że ta jego droga, zaprowadziła go w najlepsze miejsce jakiego mógł się spodziewać, ale czy to prawda jak zawsze pokaże czas.
***
Składam wspomnienia o tamtych odległych wersjach siebie i zastanawiam się czy gdyby nie wspomnienia, dziś, w chwili obecnej łączyłoby mnie z tamtymi Kubami cokolwiek. Nigdy nie trzymałem się kurczowo tego „co było”, kiedy przychodziły zmiany wzruszałem na to tylko ramionami i pozwalałem im przetaczać się przeze mnie. Jednak wspomnienia są tym, co tworzy naszą tożsamość, co na nas wpływa przez całe życie. Dobrze jest od czasu do czasu cofnąć się do tamtych dawnych wersji siebie żeby zobaczyć jak niewiele zostało z tego czym martwiliśmy się wtedy, czym się zadręczaliśmy, na co mieliśmy nadzieję. To uczy dystansu i nieistotności rzeczy, które w danej chwili za istotne uważamy.
Ciekawy jestem co będzie za kolejnych 10 lat. Czuję w sobie lekką ekscytację na tą myśl. Ostatnie lata pokazały mi, że wszystko zależy od nas samych. Bez głupiego kołczowego pieprzenia, tak to po prostu działa. Świat jest jaki jest. Nie ma potrzeby być dla ciebie zły czy dobry. To jak go odbieramy to tylko i wyłącznie wypadkowa naszych lęków, nadziei, traum i oczekiwań. Jeśli odpowiednio je uporządkować, życie zagra nam harmonijnie jak dobrze nastrojony instrument.
Ciekaw jestem czy myślicie podobnie. Czy nosicie w sobie swoje dawne wersje siebie, czy jednak wolicie o nich zapomnieć? Napiszcie.
Najnowsze komentarze