Dlaczego lubię jeździć pociągami?
Właśnie siedzie w pociągu. Za oknem upalna pogoda, ale tu w środku jest całkiem przyjemnie. Pusty przedział (tylko N. siedzi naprzeciwko), i jeszcze sporo drogi przed nami. I skoro czasu mam tu aż nadto, tak mnie naszło, żeby opowiedzieć Wam dlaczego właściwie tak lubię jeździć pociągami.
Pociąg do pociągów
Dobrze pamiętam swoją pierwszą wycieczkę pociągiem. Byłem małym gówniakiem przedszkolakiem, i pani przedszkolanka zabrała nas na przejażdżkę pociągiem. Zapakowała całą grupę smarkatych bachorków do wagonu i pojechaliśmy w szeroki świat, o którym jeszcze wtedy nie wiedziałem zbyt wiele, trasą, którą niedługo potem zlikwidowano. Dojechaliśmy do jakiejś odległej stacji (przynajmniej tak mi się wydawało), której nazwa pokojarzyła mi się wtedy z Plastusiem. Byłem totalnie zachwycony, bo to nowe miejsce było tak nierealne, że długo potem zastanawiałem się czy ja tam rzeczywiście byłem czy wszystko mi się wyobraziło. Pamiętam, że opowiadałem o tym z przejęciem swojemu tacie, a on cisnął ze mnie bekę, że co jak co ale to całe Plastusiowo to mi się chyba przywidziało, bo on nie słyszał o czymś takim itp. Wiele lat później, kiedy przejeżdżałem z nim samochodem po bardzo niedalekich okolicach mojego miasta, minęliśmy starą odrapaną tablicę z nazwą jakiejś zapadłej dziury i wrzasnąłem wtedy do ojca żeby się natychmiast zatrzymał. Wybiegłem z auta i pokazałem mu ręką przydrożną, zieloną tablicę z nazwą Plastowo. Ojciec podrapał się po głowie, i powiedział, że sorry Kubulek ale miałeś jednak kurde rację, a ja z satysfakcji tak urosłem, że żeby wrócić do domu, musiałem jechać ze zgiętą głową.
W czasach szkolnych pociąg był jedynym środkiem transportu, którym mogłem wydostać się z mojego małego miasta, żeby zwiedzić szeroki świat. No dobra były jeszcze autobusy PKS, ale to już nie brzmi tak wyjątkowo. W każdym razie pociągi wybierałem najczęściej, bo taniej, szybciej i jazda nie przyprawiała mnie o mdłości.
Na trasie Wolsztyn – Poznań, na której leży moje miasto rodzinne najczęściej jeździło się pociągiem zaprzężonym w oryginalną, prawdziwą, buchającą parą lokomotywę. I może dla kogoś byłaby to atrakcja, ale latem wiatr, cały ten dym i sadzę z parowozu lubił sobie wdmuchnąć przez otwarte okna do wagonu. A kiedy dojechało się w końcu na peron 4a w Poznaniu, podbiegali Niemcy z aparatami i robili zdjęcia lokomotywie i nam, i dziwili się skąd tu w Polsce tylu murzynów. A potem chyba, sami tego pozazdrościli.
Autem lepiej? Niekoniecznie
Nie powiem, ale autem jeździć bardzo lubię. Auto mogę sobie poprowadzić jak chcę, zatrzymać się gdzie chcę, ale pociąg w dalszych wyjazdach daje jednak turbo wygodę. Bo możesz sobie usiąść i pochrapać w fotelu, wyciągnąć nogi na fotelu naprzeciwko, zjeść jajeczko z pomidorkiem na podokiennym stoliczku, a nawet poprzechadzać się wśród innych podróżujących po spacerowych ścieżkach wzdłuż przedziałów.
Ja to sobie bardzo cenię, a cenię tym bardziej, kiedy zdarzy się przejażdżka taka jak dziś, kiedy ludzi niewiele, klima działająca i nawet gniazdka z prądem pod łokciem. Tyle szczęścia, że nie można nie docenić! Tak, mam dziś swoją prywatną gwiazdkę!
A tak całkiem serio prowadzenie auta wymaga jednak ciągłego skupienia. W dalekich podróżach może być to trochę uciążliwe. W pociągu jesteś pasażerem, jedyne czym musisz się martwić to to, żeby wysiąść na swojej stacji, a całą podróż możesz spokojnie przespać.
Przygoda
Podróżowanie pociągiem ma w sobie coś z totolotka. Czasem trafia się na totalne niewygody, na zatłoczone przedziały, drące się dzieci, gorąco albo zimno, a czasem wręcz przeciwnie na rozkładane fotele, klimatyzację i miłe towarzystwo w podróży. I myślę, że to właśnie ta nie oczywistość, ten brak pewności jak to będzie, najbardziej mnie do pociągów ciągnie. Bo z jednej strony może i fajnie jest, gdy (tak jak na przykład w samochodzie) wszystko jest raczej przewidywalne, ale z drugiej strony to jest strasznie nudne. Samochodem jeżdżę od 10 lat i jedyną przygodą jaka mi się w tym czasie przydarzyła, to samozapłon silnika. Polecam ale tylko amatorom mocnych wrażeń. Pociąg natomiast gdy sunie leniwie przez krajobrazy pól i łąk, na których świerzop i dzięcielina pała, sam jest jak taka nieprzewidywalna przygoda, bo nie przewidzisz nawet kiedy dotrze na swoją stację, wiadomo tylko tyle, że nie będzie to miało nic wspólnego z rozkładem.
Takie marzenie
Jednym z moich marzeń jest przejażdżka koleją transsyberyjską z Moskwy do Władywostoku. Dwa tygodnie jazdy przez całą Azję wszerz. Wyjazd, w którym największą przygodą jest sama podróż. Poczuć się tak jak czuli się podróżujący Orient Expressem, którzy w pociągu spędzali długie dnie i noce. Jedną z najfajniejszych rzeczy, które od zawsze podobały mi się w podróżowaniu pociągiem była jazda kuszetką albo wagonem sypialnym. Równomierny stukot kół na torach usypiał mnie lepiej niż mleczko z miodem przed snem.
Powoli zbliżamy się do stacji końcowej, tak jak ja do końca tego wpisu. W podróżach ważne jest to, żeby w ogóle ruszyć tyłek z miejsca, nie ważne czym i jak. Ważne żeby podróżowało się tak jak się lubi, a cała reszta nie ma większego znaczenia.
Najnowsze komentarze