Kieliszek wina
Koleżanka przychodzi punktualnie. Przynosi wino. Siedzicie zajadając serek i popijając czerwone cabernet sauvignon. W tle leci Spotify. O Netflixie całkiem zapominasz bo rozmawia się bardzo przyjemnie. Po winie jesteś bardziej wygadana, służy ci ten stan. Butelka szybko się kończy a koleżanka musi już iść. Nie zatrzymujesz jej, przecież sama mówiłaś jej, że masz coś do zrobienia. Nie sprecyzowałaś co, bo koleżanka nie musi przecież wiedzieć, że masz ochotę poleżeć w wannie z kieliszkiem wina, którego resztka zalega jeszcze w lodówce. Lubisz to, gorącą wodę, smak prosecco i ciszę. Memy o kobietach i winie mają zupełną rację. One wszystkie są dokładnie o tobie.
Wracasz do domu z pracy. Czujesz się nieszczególnie. Szef wkurzał, klienci byli nadzwyczaj upierdliwi. Zbliża się pełnia, to pewne. Kiedyś nie wierzyłaś w kosmiczny wpływ księżyca, dziś jesteś pewna, że to jego sprawka. Na szczęście dziś czwartek, więc do weekendu jakoś wytrzymasz. W sklepie kupujesz coś na kolację i dwa Desperadosy do serialu, bo masz ochotę dokończyć dziś ten hiszpański o napadzie na mennicę, który tak zachwalali znajomi na Facebooku. Przyznajesz, całkiem fajny i jeszcze przed północą wystawiasz mu ocenę na Filmwebie, że ósemka, i piszesz do koleżanki, że musi go zobaczyć, bo jak tobie się podobał, to jej na pewno też będzie.
Kładziesz się późno, a w myślach szumią jeszcze dźwięki i obrazy z serialu, i ta piosenka z niego, która tak bardzo wkręca się w głowę. Śpisz niespokojnie bo zawsze tak śpisz po piwie. Poranna kawa będzie musiała postawić cię na nogi, nie widzisz innej opcji. I stawia, ale na krótko. O dziesiątej szef przyłapuje cię jak przysypiasz przed biurkiem. Lubi cię więc na krótkim ochrzanie się kończy. Po pracy idziesz prosto do domu przygotować się na wieczór w klubie z koleżankami. Piątek trzeba uczcić wychodnym, a ty lubisz się przecież od czasu do czasu zabawić na mieście.
Do domu wracasz o piątej nad ranem. Jesteś jeszcze pijana. Ile właściwie wypiłaś? Nie wiesz na pewno, ale chyba kilka drinków i trzy piwa. Coś koło tego. Najgorzej że paliłaś. Zawsze tak robisz, gdy za dużo wypijesz. No trudno. Stało się. Normalnie przecież nie palisz. Helikoptery nie pozwolą ci zasnąć dopóki nie zwymiotujesz dwukrotnie do sedesu, potem zasypiasz i śnisz niespokojnie o imprezie i tym kolesiu, który poczęstował cię fajką, i z którym całowałaś się potem pod kiblem.
Budzisz się po piętnastej. Kac jest większy niż się spodziewałaś. Głowa boli jak orzech miażdżony imadłem. Smak w ustach sprawia wrażenie jakbyś lizała asfalt. Nie możesz mieć pewności czy aby tak nie było, powrót do domu pamiętasz przecież tylko z urywków. Koleżanka wsadziła cię do Ubera. Reszta to tajemnica, której już nigdy nie rozwikłasz. Sprawdzasz telefon. Widzisz smsa od tego kolesia, z którym lizałaś się pod kiblem. Dałaś mu swój numer. Kolejny błąd, który będzie trzeba jakoś odkręcić. Ale nie teraz. Teraz masz ochotę co najwyżej umrzeć. Kiedy ból głowy ustępuje po tabletkach, dajesz radę wcisnąć w siebie kanapkę z hummusem i kładziesz się z powrotem do łóżka. Obiecujesz sobie, że to ostatnie picie w życiu, że alkohol to zło. Coś ci jednak mówi, że to tylko takie gadanie.
W niedzielę masz wrażenie, że pogoda idealnie odzwierciedla twoje samopoczucie. Jest szaro, zimno, pada deszcz i w dodatku wieje, że głowę chciałoby urwać. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby cię dziś do wyjścia. Masz ambitny plan zająć się prezentacją, która wisi nad tobą już od tygodnia. Musisz sklecić na wtorek coś wyglądającego sensownie, coś co spodoba się klientom i szefowi, ale zanim w ogóle zaczynasz, zasypiasz nad komputerem. Czujesz się na tyle źle, że pocieszyć mogą cię tylko czekolada, chipsy i prosecco do wanny. Choć wieje, że głowę chce urwać, wychodzisz do Żabki pod domem i dziękujesz Bogu za Żabki czynne w niedziele!
Dziś wiesz, że wszystko co mówią o poniedziałkach to prawda. Poniedziałek musiał stworzyć sam diabeł do dręczenia ludzi. Zastanawiasz się gdzie umknął ci cały weekend. Czy czasem nie padłaś ofiarą jakiegoś zakrzywienia czasoprzestrzeni. Uczyli cię o tym w liceum na fizyce. Nie za dobrze pamiętasz, o co w tym właściwie chodziło, ale masz wrażenie, że dopadła cię właśnie ta cała względność czasu. Dopiero był piątek po południu, a tu pyk, i znowu poniedziałek.
Wychodząc z łóżka potrącasz stopą kieliszek, który tłucze się na milion brokatowych szkiełek. Nie masz czasu teraz tego sprzątać. Musisz wstać i się ogarnąć. Zmiatasz szkiełka skarpetką pod łóżko. W szafce został już tylko jeden. Ale to nic, przecież mieszkasz blisko IKEI. Po południu skoczysz do niej na zakupy i obiad.
Kiedy wracasz do domu z kompletem kieliszków do wina, nowym kubkiem i kilkoma świeczkami zapachowymi, jest już wieczór, a ty czujesz jak ciało drży ze zmęczenia. Padasz na kanapę i włączasz telewizor. Masz ochotę na wino, ale przypomina ci się ta cholerna prezentacja na jutro. Przecież jeszcze nic nie zrobiłaś. Siadasz do komputera i chociaż męczysz się z nią do trzeciej w nocy, wreszcie ją kończysz. Nie masz już siły na poprawki, ale wiesz, że klientom i tak się spodoba. Wypijasz z wielką ochotą kieliszek wina w nagrodę. W końcu zasłużyłaś i teraz możesz położyć się spać.
I tak się składa, że zaspałaś do pracy. Zapomniałaś podłączyć telefon do ładowarki. Telefon się rozładował, więc budzik nie zadzwonił. Wyskakując jak poparzona z pościeli, wbijasz sobie w stopę kawałek szkła, który zapomniałaś uprzątnąć spod łóżka. Prezentację miałaś omówić o dziewiątej. Jest dziesiąta trzydzieści. Ładujesz telefon w biegu z powerbanka. Dziesięć połączeń, nagranie koleżanki na poczcie, sms od szefa, że chyba sobie jaja robisz.
Kryzys w pracy jest jednym z tych kryzysów, w trakcie którego wszystko stoi na ostrzu noża. Do tej prezentacji zgłosiłaś się przecież sama. Klienci czekali, szef o mało nie wyskoczył ze skóry. Tylko twoja wrodzona umiejętność wzbudzania sympatii, uratowały cię przed wylotem z pracy. Tym razem się udało, tak samo jak udawało się już kilkukrotnie w innych sytuacjach i w innych momentach życia. Ten kryzys jest jednym z tych kryzysów, po których niezwłocznie należy zrobić rachunek sumienia i obiecać sobie poprawę. I starasz się sobie przypomnieć kiedy właściwie się to wszystko zaczęło, kiedy straciłaś sterowność nad życiem? Ten poślizg o mało nie skończył się rozbiciem na drzewie. Kiełkuje ci w głowie, że nawet nie zauważyłaś, kiedy zaczęłaś jeździć pod wpływem.
Dzisiejszy wieczór jest pierwszym od dawna, kiedy nie bierzesz do wanny prosecco. Kieliszki z IKEI stoją nierozpakowane na kuchennej szafce. Przyszła ci do głowy taka myśl, że nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie widać, to rzeczy są ze sobą połączone. Tak przecież mawiał Dirk Gently w twoim ulubionym serialu, zanim go skasowali. I po raz pierwszy od dawna do wanny zamiast kieliszka zabrałaś książkę, tę na którą nie miałaś nigdy czasu. Kto wie, może to jakiś niedostrzegalny, nowy początek.
Photo by Simone Perrone on Unsplash
Najnowsze komentarze