Maniac
Całkiem niedawno wylądował na Netflixie serial Maniac. Już po pierwszym trailerze jeszcze przed premierą, wiedziałem że będzie oglądane. Te kilka przypadkowo połączonych scen przypominało mi trochę Zakochanego bez pamięci z Jimem Carrey’em i Kate Winslet, i cicho liczyłem na to, że serial będzie czymś choć odrobinę podobnym. Jednak nie dość, że okazał się nie być podobnym do niczego co wcześniej oglądałem, to chyba właśnie dlatego tak bardzo mnie porwał.
Maniac
Historie Annie Landsberg (Emma Stone) i Owena Milgrima (Jonah Hill) wydają się na pierwszy rzut oka historiami kompletnie od siebie różnymi. Ona, wkurwiona na świat i życie dziewczyna bez grosza przy duszy, uzależniona od tabletek, które pozwalają jej przeżywać wciąż od nowa największą traumę życia. On, zamknięty w sobie, nieszczęśliwy schizofrenik, trzymany na uboczu bogatej rodziny, widzący nieistniejącego brata, wmawiającego mu, że ma ocalić świat. Ich losy spotykają się kiedy oboje decydują się wziąć udział w pewnym zagadkowym eksperymencie, ona po to żeby mieć dostęp do swoich tabletek, on dlatego, że gdy ją przypadkiem spotkał, wmówił sobie, że oboje są w jakiś sposób połączeni.
I z początku przez pierwsze kilka odcinków akcja zawiązuje się bardzo powoli. Niewiele z tego wszystkiego rozumiemy, tak jak niewiele rozumieją główni bohaterowie. Eksperyment podczas którego śpią, przeżywając w głowach fragmenty swoich dawnych traum, ma być czymś w rodzaju psychoterapii instant, po ukończeniu której będą wreszcie zdrowi. Dzieje się jednak coś nieoczekiwanego i w wyniku depresji głównego komputera sterującego eksperymentem (wiem jak niedorzecznie to brzmi, ale uwierzcie, że to siła tego serialu), ich świadomości się ze sobą spotykają, pomagając sobie nawzajem. To oczywiście tylko mały fragmencik tego co się dzieje i do czego cała historia zmierza, i nie chcę tutaj opowiadać całej fabuły, bo nie o to chodzi, tylko o to jaki to wszystko ma wydźwięk i jak później w człowieku rezonuje.
Tropy
Bo jak każda dobra historia (przynajmniej dla mnie) serial nie mówi wiele wprost, tylko zadaje pytania i rozrzuca tropy, które mogą każdego doprowadzić do zupełnie innych wniosków. Od zawsze lubiłem układać klocki. Kiedyś te analogowe, dziś te złożone z subtelności i niuansów. Nie powiem, serial jest dziwny i momentami ekstremalnie pojechany (ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu), i sam jest jak terapia o której opowiada. Bo w psychoterapii najważniejsze jest odkrywanie wszystkiego stopniowo, krok po kroku, ale przede wszystkim odkrywanie wszystkiego samemu.
Choć z początku nie wydaje się to oczywiste, wszystko się ze sobą wiąże, a historia ma swój cel, który trafił we mnie idealnie. Myślę, że najlepiej trafi właśnie do tych, którzy gdzieś w środku zmagają się z jakąś traumą, zmagają się ze sobą i nie są poukładani jak należy. Bo to jest historia o podróży w głąb siebie, o konfrontacji z lękami, o próbie ich poskromienia i wyjściu z tego wszystkiego, nie koniecznie zwycięskim, co choć trochę mniej pokonanym niż zwykle.

Wszyscy jesteśmy wariatami
Podobno każdy z nas jest odrobinę wariatem. Tak mówią, a ja im wierzę. Każdy nosi w sobie jakąś skazę, wewnętrzne rysy. I są one jak odciski palców, wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Zauważam po sobie, że z czasem się one pogłębiają, stają się bardziej uporczywe, wymagają większego zachodu. Doraźne zasypywanie ich nie działa już tak dobrze jak kiedyś. Kiedyś wnętrze było elastyczne, dziś jest o wiele bardziej delikatne i zdolne do uszkodzeń. Trzeba o nie dbać, reperować kiedy zajdzie potrzeba. Niczego nie zreperujesz jednak, jeśli nie będziesz miał odpowiednich narzędzi. Takie narzędzia zdobywa się doświadczeniem, wyciąganiem wniosków i szczerością wobec siebie. Takie narzędzia wypracowuje się też na terapii. Podobno nie ma takiej osoby, której terapia by się nie przydała.
Perełka
Ten serial to taka mała perełka w morzu gówna. Mały lśniący kryształek, który łatwo przeoczyć. Czasem zdarzają się takie rzeczy i wydaje mi się, że mamy tendencję do niezauważania tych małych drobin dobra, bo wszechobecny zalew szamba skutecznie nam to utrudnia i uodparnia nas na to. I gdyby tak wejść w serial głębiej, to mamy tu epickie historie, mamy tu ratowanie świata i przemiany głównych bohaterów, ale wszystko to jest tak bliskie zwyczajności jak tylko bliskie może być, bo choć cała historia dzieje się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, to dotyczy tych małych, uporczywych problemów, z którymi każdy z nas na co dzień się boryka, z toksyczną rodziną, wielką stratą, brakiem akceptacji i samotnością, i wreszcie próbą odnalezienia w tym wszystkim kogoś bliskiego, dla kogo będziemy kimś więcej niż tylko jednym z anonimowych awatarów mijanych na ulicy.
Najnowsze komentarze