Noworoczne podsumowanie 2018
Mijający rok wygrywa w moim rankingu najszybciej mijających lat wszelkie nagrody. Ledwie zaczął się styczeń, a tu już lato, upały i nagle znowu zima. Albo coś nie tak z moim wewnętrznym zegarkiem, albo ten cały paradoks czasu dał mi się we znaki. Jakby jednak nie było, to w całym tym roku było strasznie dobrze i jeśli was to nie znudzi chciałem polecieć z małym, osobistym podsumem 2018, żeby jeszcze raz ogarnąć, co się u licha w moim życiu zadziało!
Robiąc to podsumowanie pomagam sobie przeglądając zdjęcia, które w ciągu tego roku napstrykałem telefonem i aparatem. Układają one chronologiczną historię wydarzeń i mam wrażenie, że z roku na rok, zdarza się coraz więcej pretekstów na robienie nowych zdjęć. Tam gdzie w wyniku wydarzeń powstał jakiś wpis na bloga, linkuję do niego.
Działo się
Zacznę od tego że, na początku stycznia wprowadziły się do naszej małej chatki dwa kociaki – Bilbo i Balbinka, rozkoszne łobuziaki, które pokochaliśmy miłością bezwarunkową. Zadomowiły się u nas szybko, odkryły wszelkie skrytki i miejsca, w które można się wcisnąć. Bilbo zaanektował wszelkie kartoniki, a Balbinka kolana Natalii. Ciężko mi uwierzyć, że to już rok tej zabawnej kociej przygody, która po stracie naszego Mańka, była nam potrzebna bardziej niż myśleliśmy.
Tego roku zrobiłem też ważny zakup, a mianowicie kupiłem swojego własnego Kindlaszka. Coś nad czym zastanawiałem się mega długo, bo przecież czy mi będzie potrzebny, skoro mam milion papierowych książek w domu do przeczytania? Pisałem już też, że wolę audiobooki od czytanej prozy, lecz okazało się, że Kindle to był zakup idealny, bo czytnik znów mnie do czytania zachęcił na tyle, że pobiłem swoje postanowienie w ilości przyswojonych książek na ten rok. Od kiedy go mam zabieram go w zasadzie wszędzie, bo jest mały i lekki, i w każdej chwili mogę wybrać książkę na jaką mam ochotę. Zabieram go nawet jeśli czytać nie planuję, ot tak dla towarzystwa. I mimo, że trochę jestem geekiem bo nowinki ze świata technologii pochłaniam w każdej ilości, to gadżetów nie mam za dużo, bo moja natura minimalisty zwyczajnie do tego nie dąży. Jednak Kindle jest tą zabawką, którą gdybym musiał kupić ponownie, nie wahałbym się ani chwili.
Blogowe spotkania i nie tylko
Zakładając tego bloga nie sądziłem, że w konsekwencji stanie się on motorem napędowym, prowadzącym mnie do nieoczekiwanych przygód. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby mieć gdzie pisać, blogowanie jednak przyniosło masę dodatkowej wartości, której się nie spodziewałem. Poznałem masę wspaniałych ludzi, twórców, czytelników, inspirujących kobiet i mega fajnych facetów. Pojechałem do Warszawy z blogerską zgrają do polskiego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej na dwudniową pogadankę o fake newsach. Wtedy jeszcze większości blogerskiej zgrai nie znałem, lecz Komisja Europejska dała nam możliwość integracji, kreatywnej dyskusji i zrozumienia tematu fake newsów. I podobnie było z grudniowym wyjazdem do Brukseli również na zaproszenie Komisji Europejskiej, na którym zwiedzaliśmy unijne instytucje, rozmawialiśmy o zagrożeniach, z którymi Unia walczy i problemach, które stara się rozwiązać. To były przeżycia, które będę wspominał z rozrzewnieniem jeszcze długo.
Pozostając jeszcze w okołoblogowych wydarzeniach to w kwietniu odbywała się konfa – Blog Conference Poznań. I znów było merytorycznie i miło, i sporo się dowiedziałem. Atmosferę tam robili przede wszystkim ludzie, spotkania i długie rozmowy. Jednak to wrześniowe Spotkanie Ludzi Myślących w Sopocie skradło w tym roku moje serce. Ta mała, blogowa konferencja dała mi tak mega pozytywnego kopa i mnóstwo ciepła w sercu, że do dziś ogrzewa mnie jak mały rdzeń nuklearny. Wiem, że nie jestem jedynym który tak myśli. Dzięki takim chwilom jestem wdzięczny na maksa wszelkim zrządzeniom losu, które mnie do blogowania doprowadziły.
Tyle się działo!
Odwiedzaliśmy z N. znajomych, a znajomi odwiedzali nas. W tym roku było wielu ludzi, o których nie umiem myśleć inaczej niż ciepło i z uśmiechem. Razem z N. pojechaliśmy do Gdańska spotykając się z przemiłymi właścicielami sklepu Secret Delivery. Choć nigdy dotąd nie byłem w Sopocie, w tym roku po Monciaku przeszedłem się nie jeden raz.
Odkryliśmy razem z N. kilka knajpek i lokali, których dotychczas jakoś nie mieliśmy okazji odwiedzić. Najbardziej w pamięci zapadły mi RAJ i Zenit na Śródce w Poznaniu i gdańska kawiarnia Drukarnia na Mariackiej.
Zwiedzałem poznański Ułan Browar, robiłem mega grilla na działeczce u mamy, pierwszy raz poszedłem na stand up i uśmiałem się do łez.
Sprawiłem sobie nowy blat do longboada, na którym śmigałem całe lato ćwicząc tricki i ogólnie świetnie się bawiąc. Poszedłem na koncert Krzysztofa Krawczyka i zdarłem sobie gardło śpiewając „Chciałem być”. Zjadłem więcej burgerów niż wcześniej przez całe życie. Poszedłem na warsztaty z języka migowego i rozchorowałem się tylko raz!
Było też źle
To nie wszystko jednak, bo jesień dała mi też w kość. Wróciła depresja, i nie była zbyt łaskawa. Gdzieś w sobie jednak miałem poczucie, że tym razem nie powinienem brać się z nią za bary, walcząc jak w jakimś MMA i pozwoliłem jej przeze mnie przejść. Byłem jak drzewo, które ugina się pod naporem wiatru, stawiając przy tym jak najmniejszy opór i nic się we mnie nie nadwyrężyło, nic nie pękło.
Trudno uwierzyć
I kiedy tak to sobie teraz podsumowuję, to aż trudno mi uwierzyć jak wiele dobra mnie w tym roku spotkało. Nie wydaje mi się, żebym na to wszystko zasługiwał. Łapię się na tym, że czasem czuję się jakbym oglądał nie swoje życie, jakby to był program w telewizji, w którym dzieją się rzeczy, ale zawsze komuś innemu. Dziwnie się czuję kiedy uświadomię sobie, że to wszystko działo się u mnie.
Pod koniec tej notki mam wrażenie, że myliłem się na jej początku pisząc, że ten rok okrutnie szybko minął. Jak się tak przyjrzeć, wrócić myślami do wydarzeń, ogarnąć ich liczbę i znaczenie to, cały ten rok rośnie jak balon, nadyma się, a każda zaistniała drobnostka rozpycha go jeszcze mocniej. Zastanawiam się czy u was też tak jest? Zróbcie sobie też takie podsumowanie roku. Popatrzcie jeszcze raz na zdjęcia w telefonie, przypomnijcie sobie te wszystkie szalone i mniej szalone rzeczy które robiliście, spotkania, poznanych ludzi a być może okaże się, że to był całkiem zajebisty rok i nie ma co narzekać (tak jak ja lubię narzekać), że przeleciał jak piasek przez palce, bo być może, zostawił na tych palcach całkiem niespodziewane diamenciki.
Photo by Dmitry Bayer on Unsplash