W poszukiwaniu sensu
Trochę głupio mi o tym pisać. To kolejny raz, kiedy uderzam w podobne tony, i z całą pewnością nie przysparza mi to Waszej przychylności. Ja wiem, że lepiej czyta się o sprawach wesołych i szczęśliwych, że lepiej się sprawdzają tematy lekkie, łatwe i przyjemne w odbiorze, które zbytnio nie angażują, nie każą rozkminiać życia, i nie sprawiają, że czujesz się zobligowany do kwestionowania swoich dotychczasowych poglądów. Sam też wolę żeby było łatwo i przyjemnie, więc wcale się nie dziwię. Tylko że, żeby pisać o przyjemnych rzeczach, trzeba czuć się przyjemnie, a z tym mam właśnie ostatnio spory problem.
Trochę brakuje mi sensu
Wiecie jak to jest, kiedy czymś się jarasz, kiedy coś wypełnia myśli i jest ogólnie takie super hiper, że się temu możecie bez reszty oddawać, kiedy myśl o tym robi ciepło na serduszku? Wiecie? No a ja właśnie nie wiem. To znaczy wiedziałem, ale jakoś ostatnio zapomniałem.
Bo tyle w nas bezsensowności, tyle nieistotności, którą się podniecamy, a która i tak kiedyś przeminie i nie zostanie po niej ślad. Kiedy spojrzeć na to z dystansu historii, dystansu czasu, albo dystansu przestrzeni rozciągającą się wokół naszego świata, to robimy się malutcy, mikroskopijni jak mróweczki w mrowisku. Albo nawet mniejsi od atomu. W tej skali jesteśmy jak wirtualne kwantowe cząstki, wyskakujące na ułamek sekundy z przestrzeni tylko po to, by się w niej za chwilę rozpłynąć. Patrząc z oddali tak bardzo brakuje w tym sensu.
Myśl w skali, w której żyjesz
Jednak czy tędy droga? A może trzeba nabrać dystansu do samego dystansu, i spojrzeć na to wszystko przez pryzmat naszej własnej skali? Tak się właśnie ostatnio zastanawiam. Czytam własnie książkę Viktora Frankla – Człowiek w poszukiwaniu sensu (swoją drogą dzięki za jej polecenie 😉 i mam wrażenie, że właśnie tak jest, że się w swoich oczekiwaniach trochę zbyt mocno przestrzeliłem, wypatrując uniwersalnego sensu istnienia wszystkiego, całkowicie zapominając o tym, że jedynym sensem, który jest dla nas ludzi dostępny, jest sens naszej krótkiej egzystencji, który sami jej nadamy.
Mówiąc inaczej, sens nie jest odgórnie daną nam, nieosiągalną ideą, o którą pytali filozofowie, a tylko subiektywnym poczuciem, że istnieje coś dla czego warto żyć. Poczuciem, na które my sami mamy wpływ, i które sami wybieramy.
Viktor Frankl pisze, że nasze czasy są czasami braku poczucia sensu. W XX w. zachodziły tak głębokie zmiany społeczne jakich do tej pory ludzkość nie przeżyła. Zmiany te oderwały człowieka od tradycji i kazały zacząć żyć na własną rękę. Kiedyś ten kto urodził się chłopem, wiedział kim jest i co do niego należy. Ten kto urodził się księciem, również wiedział jaki los przypadnie jego udziałem. A teraz życie człowieka przestało być określone z góry przez tradycyjny podział społeczny, przez role, które się dziedziczyło, a człowiek zaczął móc samemu decydować jak chce żyć. Problem w tym, że człowiek najczęściej tego nie wie.
Poczucie sensu jest niezbędne żeby żyć
Viktor Frankl był lekarzem psychiatrą, który zajmował się tematyką poczucia sensu. W czasie II Wojny Światowej trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Przetrwał w obozie aż do wyzwolenia, a w swojej autobiograficznej książce dotyczącej tego okresu, zawarł podstawy swojej metody leczenia zaburzeń psychicznych, zwanej logoterapią. Jak twierdzi Viktor Frankl poczucie sensu nadaje sensu całej naszej egzystencji, a jego brak wpędza nas w apatię i zniechęcenie życiem, a w konsekwencji zwyczajnie się poddajemy. Widział on jak w obozowej rzeczywistości brak poczucia celu i sensu egzystencji, zabijał skuteczniej niż nieludzkie traktowanie ze strony hitlerowców. Bo gdy człowiek popadał w beznadzieję, nie było już dla niego ratunku. A jednak, byli tam też ludzie, którzy mimo cierpienia starali się odnaleźć w tym wszystkim jakiś sens, którzy stawiali sobie jakiś cel, choćby najmniejszy, choćby przetrwanie kolejnego dnia. To oni jak twierdzi Frankl, byli w stanie przetrwać więcej, niż można by się było po kimkolwiek spodziewać.
Poczucie sensu jest niezbędne żeby żyć i cieszyć się życiem. Składa się na nie, jak mówi Frankl, cała masa małych celów i sensów, które odkrywamy każdego dnia. Uniwersalny sens istnienia, istnieje w innej skali i nie mamy jakichkolwiek szans go dostrzec. Ludziom dany jest sens ludzki, dotyczący naszego życia i świata jaki znamy, żaden inny nie jest nam potrzebny.
Czego chcesz człowieku?
Twoim sensem może stać się to co zechcesz. Każdy ma jakieś predyspozycje, talent, jedyne w swoim rodzaju spojrzenie na rzeczywistość, potrzebę na przykład niesienia pomocy. Właśnie na tych potrzebach oprzeć można swój własny sens, nadać życiu kierunek, bo bez kierunku jest się tylko dryfującą łódką na morzu. I wcale nie musi to być nic szczególnie wielkiego, tak jak przytoczona w książce historia kobiety, która chciała popełnić samobójstwo zabijając przy okazji swoje upośledzone dziecko, po tym jak zmarł jej starszy syn, który był dla niej oparciem. Kobieta po jego śmierci poczuła się jakby cały jej świat runął, bo starszy syn był jej oczkiem w głowie, a ona sama została z niepełnosprawnym dzieckiem kompletnie bez jakiegokolwiek celu. I podczas terapii po owej próbie samobójczej terapeuta pomógł jej dostrzec sens w wychowywaniu drugiego syna, bo dzięki roli jaka jej przypadła i opiece jaką mu zapewniała, chłopiec mógł przeżyć najlepsze życie jakie było mu dane. I dzięki temu matka również mogła znaleźć w tym swoje własne spełnienie.
Nie trzeba heroicznych czynów żeby życie miało sens, nie trzeba wielkich odkryć, szalonych podróży, przełamywania ludzkich ograniczeń. Wystarczy własna, wąska ścieżka. Najważniejsze by wiodła do przodu, od jednego punktu do następnego. To może być ścieżka zbudowana z setek krótkich odcinków. Ważne żeby na nowo wyruszać do przodu, bo nawet krótkie podróże w swojej sumie i z perspektywy mogą okazać się najlepszą drogą jaką mogliśmy pójść.
Photo by Shane Rounce on Unsplash
Najnowsze komentarze