Zawieszenie
Czasem nie wiem co napisać. Mija tydzień od ostatniego wpisu, a ja nadal nie mam żadnego pomysłu. Stare problemy się zdezaktualizowały, nowe się jeszcze nie pojawiły. Zawieszenie. Cisza na morzu.
Podobno dobrze jest zacząć pisać cokolwiek. Wyrzucać z siebie słowa bez większej rozkminy. Po prostu pisać. To jest jak rozgrzewka przed treningiem, przed mentalnym podnoszeniem ciężarów. Jak strumień świadomości z „Ulissesa” Joyce’a, którego nigdy nie skończyłem, bo przeczytać „Ulissesa” to jest jak zrobić zakupy w Biedronce przed wolną niedzielą. Totalna masakra.
Czuć w powietrzu przesilenie wiosenne. Jest słodkie i mdłe. Koty wylegują się na parapecie przy otwartym oknie. Jest spokojnie i cicho. I chyba nie znalazłbym lepszego momentu na pisanie, lecz jak na złość pisanie mi dziś wcale nie idzie.
Tak więc ślęczę przed ekranem komputera i zastanawiam się czy jest ze mną aż tak źle? Że kiedy brakuje kryzysów, uchodzi ze mnie powietrze? Staję się leniwym flaczkiem, który najchętniej spędzałby dzień na oglądaniu seriali, pijąc na przemian to kawę, to zieloną herbatę, opychając się kanapkami z hummusem, narzekając, że jest za ciepło, i że zima zbyt szybko sobie poszła.
Nie oczekuję dziś wielkich sukcesów. Wystarczy by kawa w chemexie wyszła mi taka jak lubię i żeby książka, którą czytam coś we mnie zostawiła. Może uda mi się wyjść pierwszy raz w tym roku na longa, i nie umrzeć po kilometrze na brak kondycji. Nie lubię planować. Wolę jak samo wychodzi, jak samo się przydarza. Tak jest lepiej.
Czasem warto się zatrzymać, choćby po to żeby rozejrzeć się wokoło. Kiedy idziesz przez życie i pilnując żeby się nie potknąć, cały czas wpatrujesz się we własne buty, coś ci umyka. Między kryzysami leży czas spokoju, jak pas ziemi niczyjej między frontami. Można się w nim na chwilę schować, wziąć głęboki oddech i uspokoić myśli, zanim będzie trzeba ruszyć w dalszą drogę.
Photo by Deborah Diem on Unsplash
Najnowsze komentarze