Zima tuż tuż – co robić, jak żyć?
Kiedy przychodzi zima w pierwszym odruchu mam ochotę schować się w szczelnej skorupce, przeczekać chłody, niepogodę i wypełznąć z niej dopiero wiosną, kiedy zrobi się akceptowalnie ciepło. Podstawowym prawem człowieka, powinno być prawo do bezkarnego porzucenia wszelkich obowiązków na okres zimowania. Gdybym mógł ten świat poukładać po swojemu, to taki zapis widniałby w konstytucji.
Tak to już ze mną jest, że jak jest lato to mi źle bo za ciepło, a jak zima to znowu za zimno. I nie dogodzisz, bo idealnej pogody dla mnie jest w roku może ze trzy dni. Dwa wiosną, jeden późnym latem. Jak tak ma wyglądać ta cała pogoda, to ja przepraszam bardzo, ale wolę zasunąć rolety i popodziwiać sobie mieszkanie od środka.
I nawet z pretensjami nie ma się do kogo zwrócić, bo wszyscy jedziemy na tym samym wózku i każdemu bardziej lub mniej ta okropna pogoda potrafi dokuczyć. A już w szczególności zimą, która przypomina raczej porę monsunową niż śnieżną krainę z archiwalnych filmów Polskiej Kroniki Filmowej. Z tej okazji można popaść w skrajną depresję albo wziąć się w garść i spróbować ten czas wykorzystać, bo zima jak żadna inna pora roku maksymalnie rozciąga godziny, tak więc tego czasu robi się paradoksalnie więcej.
Rachunek sumienia
I to właśnie najbardziej lubię w zimie. To, że daje czas. A ja ten czas uwielbiam wykorzystywać na podsumowania, które wraz z końcem roku są świetnym rachunkiem sumienia, dzięki któremu widzę jak na dłoni czy kierunek w którym zmierza moje życie, jest zły czy wręcz przeciwnie, najlepszy na świecie.
To cholernie ważne, żeby od czasu do czasu zrobić sobie bilans. Uważam tak, mimo iż osobiście gardzę szczegółowymi planami i upartym dążeniem do ich realizacji. Bardziej niż z góry wykalkulowane życie, wolę pozwolić nieść się przygodzie. Jednak nawet wtedy taki bilans jest potrzebny, bo pozwala ustalić właściwy azymut. Nawet jeśli dryfujesz na tratwie, to warto znać kierunek, w którym niosą cię fale.
Zima jest czasem by zwolnić, nabrać sił na nowy rok, żeby je w sobie skumulować. Tego procesu nie można przyspieszyć, musi trwać tyle ile powinien. A jeśli zrobimy to dobrze, na wiosnę wzrosną i przebiją skorupkę. Człowiek aż tak bardzo nie różni się w tym od zielonych pędów.
Życie „natychmiast”
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by wszystko mieć od razu, natychmiast. By na rezultaty nie trzeba było czekać. Boli głowa? Ibuprofen poradzi sobie z tym w 15 minut. Jesteś głodny? W Maku nie będziesz czekać dłużej niż 2 minuty. Czujesz się źle? Poprawiacze humoru zadziałają natychmiast. Ochoczo sięgając po natychmiastowe rozwiązania, można łatwo zapomnieć, że wszystko ma swój własny czas, i że niektórych rzeczy nie da się przyspieszyć, choćbyśmy zesrali się w gacie.
Bo jak to kiedyś ładnie napisano…
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
Photo by Filip Gielda on Unsplash
Najnowsze komentarze